Kolejny dzień, od rana zbudził nas ładnym słoneczkiem. Skierowaliśmy się w kierunku do zamku Dunrobin (Dunrobin Castle). Duży, ładnie zachowany obiekt, więc zdecydowaliśmy się wejść i zaspokoić ciekawość. Zwiedzanie odbywało się przechodząc przez różne pomieszczenia, trochę to przypominało mi zamek Książ ale w nieco innym stylu. Obrazy na ścianach zrobiły na mnie duże wrażenie. Poza tym wiele świetnie zachowanych dawnych przedmiotów, nawet dziecięcych zabawek potrafiły wprowadzić nas w minioną epokę. Za zamkiem jest duży, zadbany ogród, który przy tej pięknej pogodzie prezentował się bardzo okazale. Wszechobecna zieleń, a na środku boisko do krykieta.
Jadąc dalej zobaczyliśmy pojawiające się znaki mówiące o szlaku destylarni, co skłoniło nas do odwiedzenia jednej. Być w Szkocji i nie zobaczyć gdzie produkuje się Whisky byłoby dużym grzechem. W napotkanej destylarni Glenmorangie okazało się niestety, że aby załapać się na najbliższą wycieczkę musielibyśmy czekać ponad 2 godziny. Z przykrością zrezygnowaliśmy i zamiast tego ruszyliśmy nad wodę, na kolejną latarnię morską Tarbat Ness. Tym razem inna niż wcześniej widziane, bo wysoka i biało czerwona jak z kreskówki. Wieża bardzo ładnie komponowała się ze skałami na wybrzeżu, jednak kadr trochę „popsuła” rodzinka bawiąca się nad wodą. Nie jest to też nic strasznego, photoshop da sobie z tym radę.
Nadciągał wieczór i zrobiło się piękne ciepłe światło. Jadąc bardzo intensywnie dotarliśmy nad Loch Ness i do ruin zamku Urquhart (Urquhart Castle). Wszystko obiletowane, a cała okolica Loch Ness dosyć mocno oblężona przez turystów. Same ruiny nie są nawet brzydkie, mają swój urok i ładną lokalizację, są zniszczone ale dobrze zachowane. Wydaje mi się że poranek mógłby być tutaj lepszym czasem na zdjęcia.
Wieczorem wróciliśmy pod Iverness, na Bruchrew caravan Park. Nie widać go z ulicy, więc trzeba jechać kierując się znakami i nie słuchać nawigacji. :)