Od rana piękna pogoda, więc od razu pojechaliśmy w kierunku północno-zachodnim na wysunięte klify. Wyrastające nieopodal klifów ogromne skały Ducansby wyglądały naprawdę majestatycznie i zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Jest sporo turystów, ale wszystko jest dobrze zabezpieczone i ogrodzone, więc nie ma strachu. Na wizytę tutaj trzeba przewidzieć 1 do 2 h. Spacer wzdłuż klifów jest bardzo fajny, ale aby dobrze obejrzeć to miejsce zalecam pójść przynajmniej 2-3 km lub więcej w kierunku południowym. Słońce nie było tutaj sprzymierzeńcem, dlatego aby uzyskać dobre ujęcia lepiej być tutaj rano, a im wcześniej tym lepiej. Zdecydowanie polecam lokację.
Po długim spacerze i chwili odpoczynku pora na dalsze atrakcje, a konkretnie ruiny zamku Sinclair Girnigoe (Sinclair Girnigoe Castle). Można wejść pooglądać, ale nie spodziewajcie się zbyt wiele atrakcji. Witać, że ciągle trwają prace renowacyjne i może któregoś dnia będzie ciekawiej. Na razie jednak raczej nie warto.
Na nocleg zatrzymaliśmy się w miejscowości Wick na Wick Caravan & Camping Site. Fajne miejsce, ale straszny problem z muszkami. Nigdzie wcześniej nie było ich aż tyle jak tam. Praktycznie nie da się wyjść z auta, żeby nie zostać pokąsanym co najmniej kilka razy.
Następnego dnia od rana wyruszyliśmy na Whaligo steps. To takie skalne schody prowadzące ostro do podnóża klifów. Z rana fajnie opiera się tu słońce, więc było bardzo ciepło i przyjemnie. Można nieźle się zgrzać chodząc po tych schodach.
Jadąc dalej trafiliśmy na cmentarz, który jak większość nekropolii zlokalizowany był wysoko na klifach nad morzem. To chyba taka szkocka tradycja.
Sunęliśmy cały czas malowniczą drogą wzdłuż morza. Rozglądaliśmy się za jakimiś nowymi atrakcjami typowo turystycznymi. Powoli zaczęły pojawiać się pierwsze zabudowania, wracaliśmy do cywilizacji.