Szkocja cz.2 – Deszcz i Skye

Photography, Story-history

Bardzo chłodny poranek przywitał nas deszczykiem. Zaliczyliśmy sporą trasę i dojechaliśmy do zamku Eilean Donan. Mżawka nie ustała ale mimo to udało się zrobić kilka ładnych kadrów. Turyści przytłaczali na każdym kroku, tak że zaparkowanie nie było łatwą sprawą. Zamek bardzo malowniczo położony, no i ten fajny mostek. Obiekt nie jest duży, więc zdecydowaliśmy się nie wchodzić na wycieczkę z przewodnikiem. Nie mieliśmy czasu czekać tu do nocy ale podobno właśnie wtedy jest pięknie oświetlony.

Za Kyle of Lochalsh podjechaliśmy na punkt widokowy Plock of Kyle. Ładny widoczek, polecam, jednak trzeba uważać na wąską, stromą drogę. Pierwszy raz spotykaliśmy się tu z chmarą smidges lub midges. Małymi ni to muszkami, ni to komarami. Bardzo natrętne, latające w dużych ilościach stworzenia, które na początku trudno dostrzec. Czy gryzą? Tak, ale nie należy drapać ugryzień.

Potem czas na posiłek. Udało nam się znaleźć jedną knajpkę zaraz po wjechaniu na wyspę Skye. Od tego miejsca w czasie podróży na północ mieliśmy duży problem ze znalezieniem dobrych turystycznych restauracji/jadłodajni.

Pogoda zrobiła się straszna, deszcz padał prawie poziomo, jedna chmura i zimno. Nie było szans na jakieś foty więc stwierdziliśmy, że odwiedzimy destylarnię Talisker. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że bilety na zwiedzanie skończyły się 2 godziny wcześniej. Ze spuszczonymi głowami wróciliśmy do auta i udaliśmy się w poszukiwaniu noclegu. Znaleźliśmy centralnie położony kemping Sligachan. Widzieliśmy jak wiatr przewraca kilka namiotów więc zdecydowaliśmy się spać w aucie, również ze względu na te lokalne moskity.

Od następnego dnia przestało wreszcie padać, więc jadąc na północ wyspy cały czas robiliśmy zdjęcia. Zaliczyliśmy fajne klify przy Lealt Falls, a potem punkt widokowy Kilt Rock, gdzie spotykaliśmy grającego na dudach lokalsa. Następnie już całkiem na północy zamek Duntulum, a właściwie ruiny, opisane jako niebezpieczne z zakazem wstępu. Dało się go trochę obejść, bo najlepszy widok zastaliśmy od strony wody. Zaraz obok skalna plaża pełna kamiennych kopczyków. Tak jak wszędzie po drodze również i tutaj dużo owiec więc trzeba uważać na bobki.

Późnym popołudniem znaleźliśmy kemping Kinloch. Mimo dosyć późnej pory dnia światło słoneczne było ładne i szkoda byłoby tego nie wykorzystać. Zdecydowaliśmy się na zaplanowaną wcześniej jeszcze jedną fajną lokację. Pojechaliśmy na Nest Point. Droga kiepska, same mijanki i bardzo wąsko. Przedzieraliśmy się powoli, a że słońce chyliło się ku zachodowi, to większość busów odjechało. Opłaciło się, bo na miejscu bajka. Jedno z najładniejszych miejsc jakie widziałem w czasie całej wyprawy. Zdecydowanie polecam. Może słońce nie zawsze było odpowiednie do fotografowania ale mimo to było pięknie. Trzeba koniecznie zjeść na dół i iść aż do latarni. Jest to spory kawałek ale warto.

Kemping Kinloch to już ostatni nocleg na wyspie, jutro kierunek północ.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s